niedziela, 14 grudnia 2014

Pełnoziarniste pierniki bez tłuszczu


Wprawdzie mamy już połowę grudnia i większość ludzi już dawno upiekła swoje pierniki, ale ja wzięłam się za to dopiero dziś :)
W to piękne słoneczne przedpołudnie, błyskawicznie zrobiłam ciasto na pierniki, a potem razem z mężem wycinaliśmy i piekliśmy pierniczki. Po włożeniu ich do piekarnika, w domu rozszedł się świąteczny zapach przyprawy do piernika, ach, aż poczułam, że święta tuż-tuż, a dla nas to wyjątkowe święta, bo pierwsze małżeńskie :)




SKŁADNIKI:

9 łyżek miodu (ok. 200-210g)
2 łyżeczki przyprawy do piernika*
1 łyżeczka kakao lub 2 łyżeczki karobu
1 jajko
400g mąki pełnoziarnistej
2 łyżeczki proszku do pieczenia lub 1 łyżeczka sody oczyszczonej




Składniki w podanej kolejności umieszczamy w misce i wyrabiamy ciasto. 

W thermo mixie: 5'/interwał i gotowe :)


*polecam zrobić przyprawę samemu. Niestety, w tych sklepowych często znajdziemy w składzie cukier, albo co gorsza - mąkę! A to przecież ma być przyprawa!

SKŁADNIKI NA PRZYPRAWĘ DO PIERNIKA:

cynamon - 2 łyżeczki 
(my bardzo lubimy cynamon, więc dałam 4, bo lubię jak smak cynamonu dominuje)
imbir mielony - 1 łyżeczka
kardamon mielony - 1 łyżeczka
goździki całe - 2 łyżeczki
kolendra w ziarenkach - 1 łyżeczka
ziele angielskie - 1 łyżeczka
pieprz czarny (lub kolorowy) ziarnisty - 1 łyżeczka
gałka muszkatołowa mielona - 1 łyżeczka
anyż w gwiazdkach - 5 gramów 
(u mnie 3 gwiazdki. Anyż jest dość specyficzny, więc można pominąć lub zmniejszyć ilośćc)







Wszystko umieszczamy w blenderze / Thermomixie i miksujemy, by uzyskać konsystencję proszku. W Thermomixie: 30s./obr. 10.




Przyprawa jest niesamowicie aromatyczna i przede wszystkim, nie ma w niej dziwnych dodatków :)
Można ją stosować do wypieków, ale też do porannych owsianek lub jaglanek, polecam!


Ciasto rozwałkowujemy nie cieniej niż na grubość 4mm, wycinamy foremką kształty, układamy na papierze do pieczenia, smarujemy pierniki zimną wodą. Pieczemy 10-11 minut w temperaturze 170 stopni.



Są to typowo świąteczne pierniki - bardzo twarde i wymagają czasu, by zmięknąć. W tym celu zamykam je w pudełeczku z 1 plasterkiem cytryny lub ćwiartką jabłka (owoc należy codziennie wymieniać na nowy!) i po około 5-8 dniach powinny być już miękkie. Jak to pierniki - im dłużej poleżą, tym lepsze :)


Później je polukruję, zapakuję w pudełeczka i będziemy mieli na drobny upominek dla rodzinki, gdy odwiedzimy ich w święta :)

środa, 10 grudnia 2014

Lekkie ciasto drożdżowe

Dziś przepis na szybkie w wykonaniu i leciutkie w konsystencji, ciasto drożdżowe.
Ratuję się nim, kiedy nie mamy w domu nic słodkiego, a nie chcę kupować gotowych batonów/słodkości.
Na wierzch wykładam domowe jabłka prażone, ale tak naprawdę można dać dosłownie wszystko, co nam przyjdzie na myśl, ogranicza nas tylko nasza inwencja :)

SKŁADNIKI: 

/na foremkę 24x24cm/

150g mleka
20g drożdży
20g cukru/ksylitolu
380g mąki
80g twarogu półtłustego)
1 jajko
szczypta soli



Mleko wlać do garnuszka i lekko podgrzać. Ma być ciepłe, ale nie gorące, bo inaczej 'zabijemy' drożdże i ciasto nam nie wyrośnie :)

Do ciepłego mleka wrzucić pokruszone drożdże + cukier (ja daję pół na pół: cukier waniliowy + ksylitol*). Wymieszać trzepaczką, aż do rozpuszczenia drożdży. Przełożyć do dużej miski, dodać pokruszony drobno twaróg, mąkę, 1 jajko, szczyptę soli i wyrobić gładkie, sprężyste ciasto.Nie powinno się kleić, jednak gdyby tak było, to ja zawsze robiąc drożdżowe ciasto, smaruję sobie rękę olejem, wtedy ciasto wyrabia się bez problemu i nie przykleja do dłoni :)



Ustawić piekarnik na 50 stopni. Wyrobione ciasto przełożyć do naczynia, które można używać w piekarniku (ja daję po prostu na talerz), wstawić ciasto na 10 minut do nagrzanego piekarnika.

W międzyczasie można zrobić kruszonkę:

KRUSZONKA

70g mąki
50g cukru
50g miękkiego masła

Składniki w podanej kolejności umieścić w miseczce i 'zagnieść' widelcem, do uzyskania kruszonki.

Ciasto wyjąć z piekarnika, rozwałkować, ułożyć w foremce do pieczenia wyłożonej papierem lub posmarowanej olejem.
Na ciasto wyłożyć dowolne składniki (owoce, powidła, prażone jabłka), posypać kruszonką. Piec 35 minut w temperaturze 180 stopni.


Ciasto jest bardzo lekkie, fajne do popołudniowej kawy. Najlepsze na ciepło! Ale po paru dniach (o ile dotrwa.... ;) ) świetnie smakuje z poranną herbatą :).

Przepis na Thermomix

niedziela, 23 listopada 2014

Pieczone placki ziemniaczane

Spojrzałam dziś na bloga i zobaczyłam, że minął równy miesiąc od ostatniej notki - wstyd!
Ale mieliśmy istne urwanie głowy w związku z remontem, przeprowadzką, zdaniem kluczy do poprzedniego mieszkania, rozpakowaniem się, zmianą pracy etc. Duuużo się działo jednym słowem :)

Wczoraj w ramach dnia 'co byś zjadł na obiad', mąż zażyczył sobie placki ziemniaczane. Rzadko robię, bo nie przepadam za ziemniakami. Nie mówiąc o ich formie tradycyjnej - smażone w głębokim tłuszczu - koszmarek :)
Dlatego robię wersję alternatywną, moim zdaniem smaczniejszą :) A przede wszystkim nie tak bardzo kaloryczną i tłustą. Po wczorajszym obiedzie przypomniałam sobie, jakie są dobre i muszę je robić zdecydowanie częściej :)

SKŁADNIKI:

1kg ziemniaków
2 cebule 
20g płatków owsianych (można pominąć lub zastąpić otrębami)
1 jajko
2 łyżeczki ziół prowansalskich
1 łyżeczka lubczyku
1 łyżeczka soli
0.5 łyżeczki pieprzu


Ziemniaki obieramy, ścieramy na tarce o dużych oczkach, cebule ścieramy na tarce o drobnych oczkach
Do powstałej masy wbijamy jajko, dodajemy przyprawy i 20g zmielonych płatków owsianych lub otrębów.
Odstawiamy masę na chwilę, po czym odlewamy nadmiar wody. 


Dużo tutaj zależy od ziemniaków, te mocno wodniste, nie będą odpowiednie, bo zwyczajnie rozleją nam się w piekarniku.

Blachę od piekarnika wykładamy papierem do pieczenia / folią alu, lub po prostu smarujemy olejem. Łyżką wykładamy masę, formując małe placki (łatwiej będzie je obrócić). 


Pieczemy 25-30 minut w 200 stopniach. Po 15 minutach dobrze jest placki obrócić na drugą stronę, wtedy będą chrupkie z obu stron.

Podajemy ze śmietaną lub ulubionym sosem, u nas pieczarkowy :)


Bardzo lubię te placki za to, że są chrupkie z zewnątrz, a mięciutkie i delikatne w środku. Czuć smak placków, przypraw, a nie tylko oleju. Nie są nasiąknięte tłuszczem, jak te z patelni. 

Wczoraj zrobiłam eksperyment i część upiekłam w piekarniku, a część usmażyłam na patelni - te z piekarnika zdecydowanie wygrywają :)

Smażone na patelni


Przepis na Thermomix.

czwartek, 23 października 2014

Domowa i zdrowa nutella.


Niestety, jestem łasuchem. Pomimo diety etc. uwielbiam słodycze, słodkości, ciastka, ciasta, ciasteczka, czekoladę i wszelkie kremy czekoladowe :)
Ale kto zabroni człowiekowi na diecie, jeść krem czekoladowy? Zwłaszcza, jeśli mówimy o kremie bogatym w zdrowe tłuszcze pochodzące z awokado :)


SKŁADNIKI:


1 awokado (u mnie 1.5, bo nieduże) - dojrzałe!*
2-3 dojrzałe banany (zależnie od tego, jak bardzo słodkie)
4 daktyle
2 łyżeczki kakao
2 łyżeczki karobu (lub zamiast karobu dodatkowa łyżeczka kakao)


Wykonanie jest banalne i szybkie: awokado obieramy ze skórki, oddzielamy pestkę, wrzucamy do blendera lub innego naczynia miksującego, dodajemy banany, daktyle, kakao, karob i miksujemy na gładką masę.
Gotowy krem przekładamy do słoiczka, przechowujemy ok. 4-5 dni w lodówce.


*niedojrzałe awokado zapewni nam gorzki smak w kremie i zwyczajnie go zepsuje. Awokado musi być dobrze dojrzałe, poznamy po tym, że po naciśnięciu go, zostanie wgłębienie, które się nie odkształca.
Jeśli w sklepie są same twarde awokado, nie martwcie się - wystarczy włożyć je do papierowej torby razem z bananem i dojrzeje w mig :)


Krem jest gęsty, gładki, ma 'maślano-kremową' konsystencję dzięki awokado. Taki krem super się sprawdza do owsianek, jaglanek, muffinek, naleśników, placków. Super jako dodatek do jogurtu, ale również solo na kanapkę :)


P.S. Wyjadany łyżką wprost ze słoika, również smakuje wybornie!

niedziela, 19 października 2014

Imprezowa przekąska - paluszki z kaszy.

Dziś przepis na paluszki. Ale zdrowsze niż tradycyjne paluszki sklepowe, bo z kaszy :)
Paluszki super się sprawdzają jako przekąska na imprezie, podane z dipami.


SKŁADNIKI:

300g kaszy gryczanej (u mnie prażona)
100g kaszy jęczmiennej perłowej
300g ciepłej wody
200g mąki pszennej
70g oleju
30g masła
30g drożdży
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka soli
kasza manna do posypania
sól, sezam do posypania.

Obie kasze wrzucamy do blendera lub innego narzędzia miksującego, u mnie tradycyjnie Thermomix.


Mielimy kasze na mąkę.


Dodajemy ciepłą (nie gorącą!) wodę, olej, masło, drożdże, cukier, sól i wyrabiamy ciasto.
Przekładamy na stolnicę, formujemy kulę i posypujemy kaszą manną. Zostawiamy w ciepłym miejscu do wyrośnięcia.


Rozgrzewamy piekarnik na 180-200 stopni, ciasto dzielimy na 4 kawałki, każdy rozwałkowujemy na prostokąt, grubość ok. 0.5cm.
Ostrym nożem kroimy ciasto na długie paski o szerokości ok. 2 cm.
Posypujemy sezamem, solą (najlepiej gruboziarnistą, u mnie himalajska), skręcamy w spirale i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy ok. 15 minut. 



Ja podałam z dipem czosnkowym i pomidorowym (na ostro).

Przepis na Thermomixa.

piątek, 10 października 2014

Zupa warzywna z czerwonej soczewicy

Ponieważ słyszałam wiele pochwał na cześć soczewicy, a nigdy jej nie jadłam, postanowiłam spróbować :) W ciągu ostatnich paru lat, z osoby, która nie lubiła praktycznie niczego, stałam się osobą, która lubi wiele rzeczy. Często testuję nowe rzeczy, których nie jadłam nigdy, lub których 'wydawało mi się, że nie lubiłam'. Tak było np. z brokułem - miałam zakodowane, że go NIE LUBIĘ i koniec. Podobnie ze szpinakiem, kaszą gryczaną, mięsem mielonym (!) i wieloma innymi rzeczami. Czasem 'nie lubię' wynika z tego, że 'nie znam', czasem z tego, że jadłam to, ale w formie, która mi nie odpowiadała - szpinak pamiętam, jako zieloną breję zupelnie bez smaku. Dopiero gdy wiele rzeczy zaczęłam gotować, doprawiać i zestawiać według siebie, polubiłam nowe produkty :) Z kolei te, których nigdy nie jadłam, testuję jak mi coś fajnego przyjdzie do głowy. Tak bylo z kaszą jaglaną, która teraz gości u nas w domu kilka razy w tygodniu.

Dziś przedstawiam Wam nowy (dla mnie) produkt, jakim jest czerwona soczewica.






Soczewica to roślina strączkowa z gatunku bobowatych. Raczej mało znana w Polsce, uprawiana na niewielką skalę, większość upraw jest usytuowanych na Bliskim Wschodzie. Soczewica występuje w różnych odmianach: czerwona, zielona, brązowa, czarna. Zawiera dużo kwasu foliowego - więcej niż jakikolwiek inny produkt nieprzetworzony. Jest świetnym źródłem białka, dlatego też chętnie spożywają ją wegetarianie.Ma niski indeks glikemiczny (gotowana - 30, z puszki - 44), co jest ważne dla diabetyków.
Soczewica jest wskazana praktycznie dla wszystkich:

  • diabetyków (niskie IG)
  • osób na diecie (dużo błonnika)
  • wegetarian, wegan, sportowców (dobre źródło białka)
  • kobiet w ciąży (wysoki poziom kwasu foliowego)
  • dzieci; chorzy na anemię (wysoki poziom żelaza)
  • osób z podwyższonym cholesterolem (obniża poziom złego cholesterolu)



SKŁADNIKI:


2 średnie cebule
2 średnie marchewki
2 duże ząbki czosnku
maly kawałek selera
1/3 szklanki białego wina
110g czerwonej soczewicy (waga suchego ziarna)
300g przecieru pomidorowego (najlepiej ze świeżych pomidorów)
500ml wody
1 kostka warzywna (najlepiej BIO, z dobrym składem, lub zrobiona samemu)
papryka słodka, papryka ostra, chilli, imbir, pieprz, sól

Soczewicę przepłukujemy na sicie.
Cebulę kroimy w drobną kostkę, podsmażamy z przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Dodajemy pokrojoną drobno marchewkę i selera. Doprawiamy: 1 łyżeczka papryki słodkiej, 1/2 łyżeczki papryki ostrej, szczypta chilli (jeśli lubimy ostre, to więcej), szczypta imbiru. Sól i pieprz do smaku. Dusimy w garnku ok. 5 minut.
Dolewamy 500ml wody, 1/3 szklanki białego wina, 300g przecieru pomidorowego, wrzucamy 1 kostkę warzywną i 110g soczewicy.
Całość gotujemy ok. 20-25 minut pod przykryciem, na małym ogniu.
Gotowe :)




Zupę robi się błyskawicznie, jest gęsta, sycąca i fajnie rozgrzewa. Ja dodalam do niej odrobinę mięsa mielonego - wołowiny, bo zostało mi ze spaghetti z poprzedniego dnia :)
Sprawdzi się też kurczak gotowany, czy gotowany na parze; grzanki; czy po prostu kromka chleba.


poniedziałek, 6 października 2014

Kokosowa szarlotka jaglana

Ponieważ z kaszy jaglanej można robić praktycznie wszystko: jaglanki, placki, placuszki, kotlety, pulpeciki, naleśniki, kluski, ciasta, to właśnie na ciasto padł mój wybór.

Piekę to ciasto po raz kolejny w ostatnich dniach, tym razem na dużej blaszce!

Ciasto jest wilgotne, pachnące, sycące i pyszne! Polecam na II śniadanie :)



niedziela, 28 września 2014

Dlaczego warto pić yerba mate?


Co to jest yerba mate?

Yerba mate, to ostrokrzew paragwajski, roślina znana ze swoich właściwości pobudzających i prozdrowotnych. Yerba to przede wszystkim zamiennik kawy - pobudza mocno i lepiej niż kawa, bo pobudzenie utrzymuje się dłużej. Pobudzenie z kawy przychodzi szybko, ale ucieka równie gwałtownie, przez co momentalnie chce nam się spać. Po yerbie pobudzenie jest długofalowe i utrzymuje się na tym samym poziomie.

www.guarani.pl

Właściwości yerba mate

Yerba ma też sporo innych ciekawych właściwości, m.in. poprawia przemianę materii; jest polecana przy zaparciach; podnosi odporność organizmu, poprawia koncentrację; likwiduje zmęczenie; poprawia nastrój; wspomaga odchudzanie; usuwa nadmiar wody z organizmu; jest moczopędna, co usprawnia pracę nerek; usuwa toksyny; wzmacnia włosy, skórę i paznokcie.

Yerba zamiast wypłukiwać składniki z organizmu, jak np. kawa wypłukuje magnez, to je uzupełnia: zawiera witaminy: A, C E, B1, B2, karoten, wapń, magnez, kwas pantotenowy, siarkę, cynk, chlorofil etc.

Zestaw mateisty

Do zaparzenia yerby, potrzebne nam będą:

- yerba mate
- naczynko - matero lub tykwa
- rurka - bombilla


Yerby dzielimy na typ despalada (sin palo) - zawiera nie mniej niż 90% liści i nie więcej niż 10% łodyżek. Jest mocniejsza niż wersja z gałązkami i zaleca się ją raczej yerbomniakom, które już piją yerbę jakiś czs.

Drugi typ to yrba mate elaborada lub (con palo) - zawiera nie mniej niż 65% liści i nie więcej, niż 35% łodyżek, pędów itd.

Yerby występują w formie klasycznej - bez dodatków, lub z dodatkami: zioła/owoce.
Ja osobiście polecam te z dodatkami.

Naczynka

- matero ceramiczne - szkliwione w środku. Do wyboru różne pojemności i kolorystyka. Najłatwiejsze w utrzymaniu - łatwo się myje, nie pleśnieje.



www.feminafit.pl


- matero Palo Santo - matero z drzewa - gwajakowca lekarskiego. podcczas parzenia, z matero czuć olejek eteryczny (gwajakol), który może zmieniać smak naszej yerby. Z tego powodu do palo santo zaleca się klasyczne yerby.
www.yerbamarket.com


- matero Algarrobo - wykonane z drewna Algarobbo. Łatwo przechodzą smakiem yerby. Przed użyciem należy je zakonserwować przy pomocy oliwy.

www.yerba.one.pl

- matero z tykwy - tradycyjne naczynie wykonane z owocu tykwy. Dolna część owocu to Calabazza, górna - Porongo.


www.yerbamateinfo.pl

- guampa - naczynie z rogu lub kopyta bawołu. Nadaje się tylko do picia terere (o tym dalej).


Bombilla

to rurka, przez którą pijemy yerbę. Najczęściej ze stali nierdzewnej, srebra, czasem bambusowa. Na końcu posiada sitko, służące do tego, by nie pić fusów yerby.

www.alkopole.pl


Currado

Jeżeli zdecydowaliśmy się na zakup tykwy, należy przeprowadzić proces zwany currado. Polega on na 'oczyszczeniu' tykwy z resztek miąższu W tym celu do naczynka wsypujemy 3/4 objętości suszu, zalewamy gorącą wodą i zostawiamy na 24 godziny. Po tym czasie usuwamy fusy, a naczynie myjemy. Wyskrobujemy delikatnie miąższ, uważając, by nie przesadzić, po czym opłukujemy pod wodą.

Następnie powtarzamy proces drugi raz, pomijając element skrobania miąższu.
Po tych zabiegach, możemy już normalnie zaparzać yerbę i cieszyć się jej smakiem :)

Parzenie yerba mate

Do naczynia (tykwa, matero), nasypujemy susz yerba mate. Ilość jest zależna od naszych upodobań i tego, czy wcześniej piliśmy już yerbę i jak mocną lubimy. Generalnie sypiemy suszu od 1/4 do 3/4 objętości matero. Następnie zakrywamy otwór dłonią, odwracamy do góry nogami i potrząsamy. Ja robię tak 3 razy. Potrzebne nam to do tego, by listki i gałązki były na dole matero, a pył i drobno zmielony susz na górze - zapobiega to zatykaniu się bombilli i 'zaciąganiu' pyłem.

Pilnujemy, by susz ułożyl się w naczyniu pod kątem 45 stopni. Wkładamy bombillę w miejsce, gdzie nie ma suszu. Nalewamy zimnej wody, w ilości takiej, by napar nią nasiąknął, gdy to się stanie, uzupełniamy matero wodą ok. 80 stopni (choć ja wolę nieco chłodniejszą).

Pijemy yerbę do pierwszego siorbnięcia, wtedy uzupełniamy ciepłą wodą i pijemy kolejne zalania aż do momentu, gdy będziemy czuć smak yerby. Gdy poczujemy, że pijemy bezsmakową wodę, to znak, że należy przygotować nowy susz. W zależności od ilości suszu, który używamy, yerbę można ponownie zalewać od kilku, do kilkunastu razy. Ja z mojej jednej porcji suszu wypijam ok. 1.5l yerby.

Terere

W lecie szczególnie lubię yerbę zaparzoną w sposób zwany terere. Sposób przygotowania suszu się nie różni, różni się tylko temperatura wody. W tym przypadku zalewamy susz zimną wodą i najlepiej, gdy dodamy kostki lodu. Taka yerba super chłodzi w ciepłe dni, a napar zdecydowanie dłużej ma smak i pozwala na więcej zalań. Przy tym sposobie trzeba pamiętać, że dopiero kolejne zalania będą na tyle mocne, by dać nam 'kopa'.
Do terere najlepsze są yerby ziołowe i owocowe.





Na koniec mój zestaw yerbomaniaka :)




A czy Wy pijecie yerbę? :)

niedziela, 21 września 2014

Krem z pieczonej dyni i papryki

Sezon na dynię się rozpoczął, na sklepowych półkach goszczą już pomarańczowe piłki :) ponieważ mnóstwo osób zachwyca się dynią i tym, co można z niej wyczarować, postanowiłam spróbować i ja. Podejście do dyni jedno już miałam, ale nieudane - zupa dyniowa mnie nie zachwyciła, prawdopodobnie przez dodatek zbyt dużej ilości ziemniaków.

Moja zupa jest bogata w warzywa, pieczona dynia i papryka dają świetny aromat, a cała gama przypraw, wspaniale rozgrzewa. Dodatkowo zupa ma świetny, pozytywny kolor, co w pochmurne i deszczowe dni, jakie ostatnio nas nawiedzają, jest zdecydowanie wskazane.


piątek, 5 września 2014

Budyń z kaszy jaglanej


O zaletach kaszy jaglanej, szeroko pisałam w tej notce dlatego nie będę się powtarzać :)

Pokażę Wam dziś przepis na nasze ukochane w ostatnim czasie śniadanie. Zazwyczaj przygotowujemy je wieczorem, a rano mamy już gotowe do zjedzenia :) Jak mamy więcej czasu, przygotowujemy na świeżo i jemy na ciepło.


Ponieważ dopadło mnie jakieś przeziębienie, a na jutro MUSZĘ być w formie, posiłkuję się wszystkim, co mi przychodzi do głowy. M.in. właśnie kaszą jaglaną; piję też litrami rooibosa, zażywam uderzeniową dawkę wit. C i jakieś theraflu. Oby pomogło!

wtorek, 2 września 2014

Słodzidła

Obecnie na rynku mamy ogromny wybór słodzików, cukrów, miodu i innych produktów do słodzenia.
Co jednak wybrać?

Zrobiłam małe zestawienie możliwości:

Cukier biały - pozyskiwany z buraków cukrowych, najbardziej znany, najłatwiej dostępny, najtańszy, ale czy jest to najlepszy wybór?


Zdjęcie pochodzi ze strony www.owocowydom.pl


czwartek, 28 sierpnia 2014

Zimno, zimniej.... CYNAMON!

Ostatnio zrobiło się paskudnie - zimno, pada, wieje. Uwielbiam cynamon i wszelkie dania z nim, zwłaszcza przy takiej aurze. Wczoraj np. piłam rano kawę z dodatkiem cynamonu :) W takie dni marzę o rozgrzewającym, ciepłym i pożywnym obiedzie. I na taki obiad dziś będzie przepis - kasza jaglana z jabłkami, cynamonem i twarogiem.

Wspominałam ostatnio, że będzie notka o kaszy jaglanej, więc parę słów właśnie o niej - dlaczego jest tak świetna i dlaczego aktualnie przeżywamy taki boom na 'jaglankę', jak swego czasu na owsiankę :)

Kasza jaglana to swego rodzaju 'super food', ma wiele wspaniałych właściwości! 

Zdjęcie pochodzi ze strony www.kaszajaglana.eu


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Leczo

Leczo u nas w domu nie gościło zbyt często, mimo że mój partner je uwielbia. Mnie jednak kojarzyło się z czymś ciężkim, tłustym, kalorycznym.

Ostatnio widziałam leczo zrobione przez znajomą mojego dziadka, starszą panią. Wierzcie mi, było to straszne - boczek z kiełbasą, pływające w tłuszczu. Warzyw tyle, co kot napłakał, całość się ścięła na 'galaretkę' od tłuszczu, okropność.

Za to uwielbiam nasze leczo - gęste,mimo braku nawet grama mąki. Aromatyczne, z mnóstwem warzyw. Wyraziste dzięki chilli no i lekkie, bo z kurczakiem i kabanosami ;)

Jest to jedno z dań, które z powodzeniem zabieram do pracy w pojemniczku i zjadam na zimno :)


piątek, 22 sierpnia 2014

Dieta? A może sposób na życie?

Dieta? Co to jest dieta?  Czy ja jestem na diecie?

I tak i nie :) Teoretycznie jestem na diecie, bo chudnę, utrzymuję ujemny bilans kaloryczny*.

O bilansie słów kilka muszę wspomnieć.
Co to jest PPM/BMR? 
BMR - Basal Metabolic Rate czyli inaczej mówiąc: PPM - Podstawowa Przemiana Materii.
A czym jest PPM? Jest to ilość kalorii, które musimy dostarczyć do organizmu, żeby pracował. 
Dla przykładu:

BMR dla 24letniej kobiety, ważącej 70kg, przy 170cm wzrostu, która nie ćwiczy i nie pracuje fizycznie, wynosi ok. 1526kcal.

Należy jednak pamiętać, że BMR to PODSTAWOWA przemiana materii. Zatem 1526 kcal to MINIMUM, jakie musi spożyć nasza przykładowa kobieta, by leżeć, oddychać i mrugać powiekami.

Zakładając jednak, że nasza kobieta pracuje lub uczy się, myśli, spaceruje, choćby idąc do pracy, podbiega do tramwaju, rozmawia z innymi ludźmi, wykonuje czynności służbowe, musi spożyć więcej niż te 1500kcal. Dla utrzymania wagi powinno być to ok. 1800 kcal. Gdyby jednak ćwiczyła 3-5 razy w tygodniu, powinna już spożyć ok. 2600 kcal.

Wszystko jest oczywiście kwestią indywidualną, czasem kalorii trzeba spożyć więcej, czasem mniej, dobrze jednak mieć świadomość ile mniej więcej tych kalorii powinniśmy przyswoić.

W tym miejscu polecam Wam TEN KALKULATOR, bo bierze pod uwagę różne zmienne: wiek, płeć, wagę, wzrost ale również aktywność fizyczną.

Będąc nastolatką, byłam na 'diecie 1000 kalorii'. Biorąc pod uwagę, że moja PPM wynosiła wtedy ok. 1600kcal, jak myślicie, czy dostarczanie do organizmu zaledwie 1000 kcal, było z korzyścią dla mnie?

Oczywiście nie. Było to nic innego, jak głodówka, choć w tamtym momencie nie byłam tego świadoma. Ba, nawet teraz mnóstwo kobiet przechodzi na dietę 1000, czy 1200kcal. Biorąc pod uwagę, że większość z nich jednocześnie ćwiczy, niektóre po 1-2h DZIENNIE, mogą sobie w prosty sposób rozwalić metabolizm.

Dlaczego?

Organizm będąc na głodówce (a za to uznaje 1000kcal dziennie), po pewnym czasie orientuje się, że nadeszły 'gorsze czasy'. Decyduje więc, że od teraz, wszystko co dostanie, będzie magazynował - wszak nie wiadomo, kiedy znów nastąpią duże i regularne 'dostawy' pożywienia. Tutaj niestety łatwo jest wpaść w częstą pułapkę pt. 'jem bardzo mało, a nie chudnę/tyję!' - powodem jest właśnie dostarczanie ZBYT MAŁEJ ilości kalorii.

Ja, będąc na diecie, spożywam ok. 1700 kalorii dziennie. Gdy znajomi pytają mnie, ile jem i odpowiadam zgodnie z prawdą, wszyscy się dziwią, że jedząc AŻ 1700kcal, to będę tyć!
No i otóż nie tyję, bo aktualnie za mną 16kg.

Przed dietą, moją największą bolączką było rzucanie się na jedzenie, głównie słodycze. Przez źle zbilansowane, za małe i za rzadkie posiłki, miałam spadki cukru, które kończyły się zachciankami - pizze, czekoladki, ciastka, zapiekanki.

Jadłam 3-4 posiłki dziennie, z czego co najmniej 1 był słodyczami. Gdyby to były 2 ciasteczka, to pół biedy, ale ja szłam do sklepu będąc głodną, po czym jadłam paczkę ciastek + batonika + jakieś cukierki, czy czekoladę. Zatrważające ilości. Oczywiście później przychodziły wyrzuty sumienia i postanowienie poprawy, aż do... następnego razu. Był okres, kiedy dzień w dzień jadłam słodycze.

Pracując po 12h, brałam do pracy obiad i do tego jakąś kanapkę, jogurt czy banana. Więc siłą rzeczy 'uzupełniałam' żołądek kupnymi rzeczami. Na dodatek po powrocie do domu, ok. 22:00 jadłam 2 jajka z górą majonezu + chleb/bułki/maślane rogaliki...kładąc się spać o 23.

Dla porównania teraz jem 5-6 posiłków dziennie, z czego w dni pracujące, w domu jem tylko śniadanie, a 4 posiłki zabieram do pracy w pojemnikach.
Po powrocie do domu zazwyczaj nie jem już nic.

W dni wolne od pracy, pilnuję też tej regularności posiłków.

Jak wygląda mój rozkład posiłków?

8:00 śniadanie
11:00  II śniadanie
14:00 obiad
17:00 podwieczorek
20:00 kolacja

Oczywiście to czasem ulega zmianie, bo w dni wolne wstaję później i później chodzę spać, czasem też przerwa między posiłkami to 2 lub 4h, bo po 3h nie mogę nic zjeść, np. jestem w Urzędzie itp.

Ale właśnie ta regularność posiłków sprawia, że nie rzucam się na jedzenie (a tym bardziej słodycze!). Po 3h jestem wystarczająco głodna, by zjeść kolejny posiłek, ale nie aż tak głodna, by jeść nie to, co trzeba.

Pilnuję też, by w każdym posiłku znalazło się białko, węglowodany i tłuszcze. Posiłki bez węglowodanów owszem, są bardzo dietetyczne, ale dają mi uczucie sytości na bardzo krótko. Jedynie na późną kolację (po ćwiczeniach) zjadam jajko (białko) + węglowodany, ale w postaci warzyw. Wtedy nie jem już chleba.

Natomiast na tę normalną kolację o 20:00, często jem kanapki, bo zwyczajnie jest to wygodne. I nie, nie tyję od chleba jedzonego na kolację :)

Między różnicą przed dietą i teraz, to aktualnie jem... DUŻO więcej! Tak, to nie żart. Wystarczy sobie wyobrazić: tabliczka czekolady to ok. 500kcal. A spróbujcie zmieścić 500kcal w dobrze zbilansowanym posiłku, bogatym w warzywa - wyjdzie tego mnóstwo!

Często na początku diety nie byłam w stanie zjeść wszystkiego. Mam np. na kolację, sałatkę gyros, gdzie mam kurczaka w przyprawie gyros i cały talerz warzyw - no zwyczajnie nie zawsze daję radę wszystko zmieścić :)

Jakie są u mnie główne zmiany?


- brak słodkich napojów gazowanych typu coca-cola, a także wszelkie ice tea, nestea oraz SOKI typu Tymbark. Jeśli sok, to tylko domowy, lub typu jednodniowy marchewkowy itp. Piję za to bardzo dużo wody: 1.5-3l dziennie; yerba mate (do 1.5l dziennie), do tego pokrzywa, skrzyp, melisa, herbata zielona czy czerwona.

- regularne, zbilansowane posiłki;

- słodycze tylko okazjonalnie i najchętniej, robione samemu w domu;

- cukier zamieniłam na stevię i ksylitol (o słodzidłach jeszcze wspomnę w osobnej notce)

- jem bardzo dużo warzyw, a także sporo owoców (jednak przeważają warzywa);

- nie jem nic smażonego w głębokim tłuszczu, w panierkach z bułki tartej, rzeczy niewiadomego pochodzenia;

- unikam wysoko przetworzonych dań - np. parówek, wszelkich rzeczy 'instant', gotowych dań do odgrzewania, zupek w proszku, jedzenia na mieście - zwłaszcza w przypadkowych knajpach;

- nie jem również wieprzowiny, albo baaardzo rzadko i to u kogoś. Ale też dlatego, że za wieprzowiną nie przepadam. Za to jem kurczaka, indyka, wołowinę, krewetki, ryby (choć te ostatnie niestety za rzadko - nie przepadam);

- bardzo rzadko piję alkohol;

- czytam składy produktów, które kupuję. Nie daję się zwariować i czasem kupuję coś o średnim składzie, ale staram się wybierać mądrzej;

- nie wariuję! nie trzymam się diety kurczowo. Jeśli mam dziką ochotę na słodycze, to je jem i nie robię z tego tragedii. Grunt to nie cała paczka ciastek na raz.

- kombinuję - nie wszystko, co 'brzmi niedietetycznie', musi takie być. Szukam alternatyw, testuję, próbuję, zmieniam przepisy, szukam nowości. Staram się robić wszystko sama w domu i mieć kontrolę nad składnikami. Pizza nie musi być ociekająca tłuszczem, może być natomiast na niej mnóstwo warzyw :)
Robię też domowe burgery, kebaba, sernik na zimno, leczo i mnóstwo innych potraw. Chcę Wam pokazać, że 'dieta' to nie tylko kurczak i sałata, jak często mylnie się sądzi :)

Często mówi się, że człowiek na diecie, to człowiek ZŁY! Ano zły, jeśli kategorycznie sobie wszystkiego odmawia ;) Ja uznaję umiarkowany luz w odchudzaniu. Nie odpuszczam sobie zupełnie, ale nie daję się zwariować :) Dzięki temu może i nie chudnę zabójczo szybko (zawsze ale to zawsze 2kg/m-c), ale przynajmniej nie rzuciłam tego odchudzania w diabły po 2 miesiącach :D

Wiadomo, że gdybym naprawdę się pilnowała, pewnie byłoby już za mną 25kg. Ale znam też siebie i wiem, że nie wytrzymałabym na takiej diecie długo :)

Dlatego dla mnie wyznacznikiem jest słuchanie siebie, swojego organizmu. Jem to, na co mam ochotę, czego potrzebuje organizm. Są dni, kiedy jem owoce nawet w 4 posiłkach (!), są takie, że nie jem ich prawie wcale, za to jem mnóstwo warzyw. Podobnie sprawa ma się z chlebem - są dni, gdy nie jem go wcale :)
Oczywiście do obecnego stanu doszłam stopniowo, bo wcześniej spełnianie każdej zachcianki kończyło się wzrostem wagi. Teraz jestem mądrzejsza i wiem, kiedy mam ochotę na czekoladę, bo np. dawno jadłam poprzedni posiłek, a kiedy mam ochotę na czekoladę, bo jestem przed okresem i MUSZĘ ją zjeść :)

Od obecnej wagi, chciałabym zejść jeszcze ok. 9kg choc i tak 'wyjdzie to w praniu', bo mogę czuć się dobrze ze sobą za 5kg, a mogę chcieć zrzucić 11kg :)
Aktualnie czuję się i wyglądam, lepiej niż kiedyś przy obecnej wadze, a to za sprawą ćwiczeń - ciało wygląda lepiej, jest bardziej jędrne, mniejszy cellulit, a tłuszcz rozkłada się inaczej. Dlatego też możliwe, że zrzucenie jeszcze zaledwie 5kg mnie zadowoli :)


*na początku mojej przygody z odchudzaniem powiedziałam do mamy, że 'Jak będę PO DIECIE, to wreszcie zjem spaghetti carbonara (śmietana, boczek, ser żółty) i że się nie mogę tego doczekać!'. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że nie będzie żadnego 'po diecie', bo tak, jak jem teraz, będę jeść już zawsze :) Jak mnóstwo ludzi, miałam błędne wyobrażenie, że dieta to jest czas 'od do'. Np. od stycznia do czerwca, a potem już heja, jemy co chcemy i nie patrzymy na konsekwencje. Stąd bardzo częsty jest efekt jojo u osób dietujących.

Oczywiście w odpowiednim czasie przejdę w fazę utrzymania, czyli będę jeść więcej kalorii, częściej pozwolę sobie na coś z listy 'niekoniecznie pożądanej', ale jednak aktualne zasady zostaną już ze mną na zawsze :)

Wprowadzenie tych zasad spowodowało, że w ciągu 8 miesięcy schudłam 16kg, mój narzeczony, który siłą rzeczy je bardzo podobnie, bo mieszkamy razem - również zrzucił 15-16kg.

Dodam tutaj też, że on ograniczał się mniej niż ja. Będąc u rodziców jadł ciasto, kotlety smażone na głębokim tłuszczu; ciasto, czy inne rzeczy, które ja ograniczałam. W ciągu tych 8 miesięcy, znacznie częściej niż ja, pił także alkohol.

Dlatego chcę Wam pokazać, że można: smacznie, zdrowo, lekko i bez większego wysiłku, zrzucać nadprogramowe kilogramy :)

Grunt to pamiętać o tych podstawowych zasadach.

A jak wygląda Wasz jadłospis? Stawiacie na zbilansowane posiłki, czy pochłania Was pęd życia i jecie mnóstwo gotowców?

piątek, 15 sierpnia 2014

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Wstęp musi być !

Blog powstał za namową osób, z którymi dzieliłam się przeróżnymi przepisami kulinarnymi, na smaczne potrawy, a w późniejszym czasie na ich 'dietetyczne' lub lżejsze wersje bądź całkowicie nowe eksperymenty :)

Szukam inspiracji na innych blogach kulinarnych, ale wiele rzeczy wymyślam sama, testuję, próbuję, modyfikuję, smakuję, przekonuję się do wielu nowych produktów, których dawniej nie jadłam.

Kim jestem? 24letnią już-za-chwilę-panną-młodą <olaboga!>, która 8 miesięcy temu przewróciła do góry nogami życie kulinarno-dietetyczne swoje i swojej drugiej połowy, w wyniku czego na tę chwilę straciliśmy oboje po ok. 15kg. W walce o lepszych siebie, o lepszy wygląd, ciało, samopoczucie i zdrowie. Moja walka to nie ostatni zryw na dietę przed ślubem, to chęć zmiany swojego życia na dobre :)

I o tym chcę tutaj dla Was pisać, o jedzeniu, gotowaniu, przepisach, pomysłach, ćwiczeniach, mitach związanych z dietami i odchudzaniem (a jest ich tak wiele!).

Dlaczego Liskowe Love? Bo to blog o miłości - do pysznego jedzenia, gotowania - takiego z miłością!
Wszak najlepsze potrawy wychodzą spod ręki zakochanej kobiety*, która ma dla kogo gotować :) Bo nic nie cieszy bardziej, niż druga osoba pałaszująca ze smakiem efekty naszych pomysłów.

*pomijając pierwszą fazę zakochania, gdy doprawiamy potrawy podwójnie, albo w ogóle zapominamy to zrobić!

Pozdrawiam Was serdecznie!